niedziela, 24 listopada 2013

8. Oglądajcie seriale

Niekoniecznie chodzi mi o M jak Miazga czy Przepis na Gotowanie bądź Na dobre i na gorsze. Nie mam nic do polskich seriali, ale nie stoją w rankingach ogólnych zbyt wysoko.

8. Oglądajcie seriale
Mam tu na myśli wszelkie klasyki, które zostawały w TV na dłużej oraz wszelkie dobrze zapowiadające się nowości. Wyłączam z listy jedynie Modę na sukces, no chyba, że lubicie mieć do oglądania coś co niezależnie od tego, od jakiego odcinka zaczniecie i co ile odcinków będziecie wracać, to z fabułą Mody zawsze będziecie na czasie.
Każdy ma swoje upodobania. Oczywiście nie zamierzam niczego narzucać, ale tak wymieniając to co kojarzę, to warto się zastanowić nad poniższymi.
Przyjaciele czyli Rachel, Monica, Phoebe, Joey, Chandler, Ross. Szóstka wspaniałych osób, z którymi przez całe dziesięć sezonów można się naprzemiennie identyfikować. Wspaniała sprawa, gdy pewne powiedzonka przechodzą, a wręcz przenikają Wasz związek i już posiadanie kaczki i kury nie jest takim głupim pomysłem.
Dr Haus zgryźliwy, a zarazem obdarzony dużym talentem lekarz z problemami fizycznymi (ból nogi) i psychicznymi (bez komentarza:). Do tego dodajmy grupkę lekarzy, którzy wchodzą w jego ekipę do zadań specjalnych i drobną ale stanowczą szefową szpitala. Zagadki medyczne, nieznośni pacjenci i wszelkie meandry życia prywatnego, a dostaniemy całkiem dobry serial, który zdobył sporo nagród i przyniósł Hugh Laurie spora popularność. Polecam jego dwie płyty do posłuchania przy okazji.
Gra o tron czyli siedem królestw, bardzo wielu pretendentów o wspomniany w tytule tron, nota bene baaardzo niewygodny. Dużo intryg dworskich, sporo seksu, często między członkami rodziny, wojny, rzezie, karły, olbrzymy. Martin, który napisał cykl Pieśń lodu i ognia stworzył podwaliny na świetny serial, który został nakręcony dzięki HBO. Nakręcony z rozmachem oddaje dobrze to o czym można przeczytać w książkach. Ale ile przyjemniej ogląda się to będąc obejmowaną przez Niego.
Zagubieni ostatni nasz rozpoczęty serial. Obecnie jesteśmy na 3 sezonie. Wyspa ma coraz większy wpływ na jej mieszkańców, bynajmniej nie przebywających tam dobrowolnie. Grupa rozbitków lotu samolotowego próbuje przetrwać, nie poddając się atakom ze strony dzikich zwierząt, Innych czy samej wyspy. Pokręcone i niezwykle połączone losy wszystkich osób, przekonują mnie o tym, że pewne przypadki, niekoniecznie muszą być przypadkowe. Jakkolwiek to brzmi.

Lubię seriale za ich krótką formę. Nie trzeba zasiadać do oglądania wyłączając się na ponad godzinę czasu. Można skonsumować odcinek podczas spożywania obiadu. Ponadto wiesz co będzie dziś oglądać, na co masz ochotę. Kolejna część jest przecież upragnioną kontynuacja tej przygody. Jest to tak oczywiste, że po obejrzeniu Przyjaciół, zabierając się za Lostów (Zagubionych), często padały propozycje typu: "To co, może przyjaciele...?" Ostatecznie zaczęliśmy dodawać Przyjaciele z wyspy, co ułatwiło wszystko.
Seriale są też wspaniałe do zainicjowania rozmowy na jakiś temat. By przykuć uwagę widza sporo się w nich musi dziać, co wprowadza w naszą relację możliwość wymiany myśli na czasem trudne tematy.

Proszę o uwagi co do Waszych ukochanych seriali, które mogłyby zainspirować innych do wspólnego spędzania czasu.
Ten post jest tylko po to bym mógł zmienić szablon bloga...

W sumie to miałem zamiar skończyć na tym co powyżej ale może nie koniecznie. Moja Luba widzę iż ostatnio się dość mocno stara rozru(chać)szać tego bloga, któregoż to ja nieumyślnie odrobinę sobie czasowo odpuściłem.

Jednakże szykuję już, wewnątrz głowy, swój wielki "come back"... " Please stand By "

piątek, 22 listopada 2013

Gram w siatkę

Większość z nas ma swoją ulubioną dyscyplinę sportową, która z chęcią uprawia, bądź ogląda. Ja z gier zespołowych doceniam siatkówkę. Wszystko zaczęło się od lekcji w-f, ale równocześnie wiele działo się na podwórku. Wszelkie "plażówki", czy gra w śledzia usprawniały koordynacje wzrokowo-ruchową. Przecież też trzeba było dobrze podać, prawda? To były czasy. Młodość i beztroska. Siatkówkę ostatecznie doceniłam gdy chodziłam do liceum, bo już pewne rozegrania zaczynały mi sensownie wychodzić. Do tej pory uwielbiam tak spędzać czas, do tego stopnia, że potrafię bez żenady podejść do obcych ludzi np. podczas wakacji i wkręcić się do gry. Nie mam wybitnych umiejętności. Nie jestem zawodowcem i z moimi 160cm nie zrobię bloku. Nawet nie próbuję. Nadrabiam uśmiechem i rzucaniem się do piłki, która jest już spisana na straty.
Mam w sobie żyłkę rywalizacji i nie odpuszczam, a jednocześnie jestem nastawiona na dobrą zabawę. No bo o to powinno chodzić w sporcie. Ciężko się gra z takimi co to wszystko przeżywają, jak mrówka okres. A propo wśród moich Panów z którymi odbijam piłkę mogę wyróżnić parę ciekawych typów. Nie będzie to wyczerpujący przekrój, bo się nie da.
 Zgrywus klepie innych po tyłkach, mówi w szatni o tym, że na te spodenki się nie spuścił, więc nie wie skąd ta plama. Brakuje jeszcze by wykonywał kopulacyjne ruchy i ściągał innym spodenki. Czasem ludzie śmieją się z żartów zgrywusa, ale z reguły bywa podobnie jak w przypadku smerfa, który miał ten sam przydomek. Głupie żarty Zgrywusa śmieszą najbardziej Jego. Da się wytrzymać, ale zapewne w większych dawkach może powodować niesytwaność
Gwiazda przychodzi i czeka na wyniesienie na piedestał za to, że jest. Ostatecznie, to należy jej się bycie w drużynie, która wygrywa, no bo jeśli gwiazda nie może błyszczeć jasnym niczym Słońce blaskiem to się mocno denerwuje. Tylko czy to nie jest przypadkiem gra zespołowa? Jej światło może być tylko odbiciem nastrojów drużyny. A najjaśniej jest tam gdzie ludzie się dobrze czują, a nie są szturchani paralizatorem, jak podwinie im się noga.
Pan w ciąży... spożywczej. Wbrew pozorom rusza się sprawnie. Dobrze się z nim gra. Zadziwiająco dobrze, trzeba jedynie uważać, gdy się cofa i nie patrzy gdzie.
Milczek dobrze gra, nie denerwuje go przegrywanie, no i Zgrywusa potrafi usadzić jednym stwierdzeniem. Ludzie go lubią, chętnie słuchają, bo nie strzępi języka, tylko jak już coś powie, to...
Przyjaciel wszystkich, do każdego podejdzie się przywitać, pociesza jak nie wychodzi, zawsze w zanadrzu ma ciepłe słowo, Lubi utrzymywać dobrą atmosferę. Co tu dużo mówić zna się na tym. Nawet jak jest zły, to nie masz mu tego za złe.

Na dziś tyle.
Możecie dorzucić coś od siebie.

wtorek, 19 listopada 2013

Produkcja kartek na BN

Od paru dni zabierałam się do zmasowanego ataku na moje nagromadzone do tej pory kartki, karteluszki i inne drobiazgi. Jestem typem chomika. Gromadzę masę niepotrzebnych już rzeczy, by potem wyczarować z tego całkiem ładne Cosie. Oczywiście podczas przygotowań jedno z pomieszczeń, przeważnie to najbardziej wysprzątane zmienia się w teren działań wojennych. Tak było i tym razem. Cała ława, znaczna część kanapy i sąsiednia przestrzeń zaczęła być okupowana. Na początku zaczęłam robić kartki, ale ich nie kończyłam, bo coś musiało wyschnąć, bo nie miałam pod ręką jakiejś istotnej części, która się idealnie by wpasowała. Powodów mogło nie być, a kartki się mnożyły niedokończone wokół. Ostatecznie stwierdziłam, że brak mi farbek akwarelowych. Ruszyłam do sklepu, by wrócić i zdać sobie sprawę, że ja przecież miałam farbki.
Co roku zabieram się do sprawienia przyjemności Naszym znajomym. Jestem zdania, że zrobiona kartka da więcej radości niż suchy sms, czy życzenia wklejone na tablicy Twarzo-Książki. Chciałabym je sprzedawać również, ale jakoś nie mogę się zebrać, by wystawić je w jakimś sklepie. Może troszkę nie wierzę w swoje umiejętności. Poza tym zdaje sobie sprawę z olbrzymiej konkurencji. Na razie kartki są prezentem. Myślę, że w którymś momencie na blogu będą wrzucane zdjęcia, wydaje mi się, że trochę tu pustawo :)
Jak zrobię te kartki to wrzucę zdjęcia.

Jak ktoś taka kartkę (mojej roboty) chciałby dostać dla siebie w ramach wysłania do swoich znajomych, to ma wielką szansę. Wystarczy poczekać na kolejny post, w którym zaprezentuję zdjęcia swych prac, wpisać w komentarzu numerek kartki, a wszelkie dodatkowe informacje napisze już w docelowym poście. Pierwsze trzy osoby, które zostawią komentarz pod postem ze zdjęciami dostanie w prezencie kartkę świąteczną. Postaram się wysłać w terminie, ale nic nie obiecuję. Poza tym, bez stresu najwyżej będzie ona użyta w następnym roku.

poniedziałek, 18 listopada 2013

7. Recycling

On zna się na stolarce, Ty umiesz szyć na maszynie, a może macie inne przydatne pasje? Lubicie majsterkować, nie wyrzucacie butelek, starych mebli czy ubrań do śmieci? Ten pomysł jest zdecydowanie dla Was.

7. Recycling
Przerobić można dosłownie wszystko, czasem tworzymy coś z niczego. Dzisiejszy pomysł czerpie całymi garściami z mody na bycie eco, ale również z szukania oszczędności, no bo przecież po co kupić nową lampę za 1200 zł (czasem jest to miesięczna wypłata, któregoś z Was), jak można pójść do lasu nazbierać trochę patyczków i ze starej niemodnej już lampy zrobić coś niebanalnego.
Pomysłów na wykorzystanie starych przedmiotów jest wiele. Można zdać się na własną kreatywność, podpatrzeć u znajomych, w jakimś sklepie czy pobuszować w sieci za pomysłami. Z jakich zasobów byście nie skorzystali, będziecie mogli spędzić wspaniale i pozytywnie czas. Przecież uzupełniacie się nawzajem i każde z Was może włożyć w pracę nad nową rzeczą swoje umiejętności.
Rzeczy które zrobicie nie tylko ozdobią Wasz dom/mieszkanie, ale również mogą posłużyć jako sposób na zrobienie prezentu znajomym. Zwłaszcza, że wielkimi krokami zbliżają się święta Bożego Narodzenia.
Osobiście mam pomysł na obklejenie z Nim naszych pudełek z kartonu, które służą nam jako kosze na papier czymś na kształt kolażu, połączonego z rysunkami, jak to zrobimy, to załączę zdjęcia :)
Innym wspólnym pomysłem na recycling jest robienie modyfikacji na komputer. Ja zajmowałam się szyciem na maszynie, On zajmował się kablami już ręcznie. Działo się to przy okazji jakiegoś konkursu. Obszyliśmy wspólnie wnętrze komputera jeansem :)
Aby Wam trochę podpowiedzieć załączam listę blogów, które być może poddadzą pomysł na wykonanie czegoś  unikatowego.

DOM NA GÓRCE pomysł na choinkę oraz wiele innych ozdób do domu, z okazji świąt czy dla przyjaciół w prezencie :)
ZACZAROWANY ŚWIAT bardzo na czasie: kalendarz adwentowy, jeśli macie pod ręką m.in. filc, nitkę i igłę
MY HOUSE - MY WORLD renowacje różnych przedmiotów
RĘKODZIEŁO - ART girlanda świetlna i wiele innych ozdób do domu
A to i tak maleńki skrawek tego co można znaleźć w sieci.

niedziela, 10 listopada 2013

Wspólne spędzanie czasu - reaktywacja

Przypominam, że prowadzony był cykl wpisów o powyższej tematyce, ale gdzieś w drodze coś się rozsypało. Dlatego przypomnę dotychczasowe wpisy, a już za tydzień przejdziemy do kolejnych, świeżutkich jak ciepłe bułeczki :)

1. Czytajcie

2. Budujcie

3. Idźcie pojeździć

4. Idźcie na kawę

5. Połaskoczcie się

6. Grajcie w scrabble

sobota, 21 września 2013

Zaniedbany

Jak na razie blog unosi się w cybernetycznej przestrzeni mocno zaniedbany. Zupełnie nie wiem czemu koncept nawalił. Może trochę przez niewielkie zainteresowanie z Jego strony. No cóż. Miałam najwyraźniej za duże nadzieje. Teraz się to trochę zmieni. Pozwolę blogu odżyć, a jeśli z czasem zainteresuje się pisaniem On, to będę prze-szczęśliwa. Bądź co bądź taki był zamysł. Ostatecznie dobrze jest wiedzieć co dzieje się zarówno w Jej jak i w Jego głowie, zupełnie jak w sądownictwie, gdzie należy poznać wersje obu stron, aby wyrok mógł mieć sprawiedliwy charakter.

Najtrudniejszą rzeczą w moim małżeństwie, jest z mojej perspektywy, nadmierna zaborczość, którą przejawiam względem Niego. Rozumiem, że mężczyźni potrzebują chwili dla siebie, zupełnie jak każdy człowiek. Rozumiem, że chcą rozwijać swoje zainteresowania. Rozumiem również, że pragną tej ciszy od naszych wiecznie nawijających same pierdoły ust. Jednakże ciężko mi przychodzi to uszanować i dać ten cenny czas i spokój. Chciałabym być podziwiana na każdym kroku, czuć ogólne zainteresowanie moją osobą. Postronni mogą mnie posądzić o potrzebę by całował moje stopy bądź pozostawiane przeze mnie ślady, ale muszę rozczarować. Ja chcę Nas, a nie Jego i Mnie. Chcę oglądać z nim filmy, grać w różne gry, chodzić na spacery, czuć Jego zapach, robić różne szalone rzeczy, jak i te mniej szalone. I najgorsze jest, że ciągle mi mało. Fakt są dni, kiedy mam to wszystko, czasem nawet dzieje sie to przez kilka dni pod rząd. Jednak jak się tylko kończy, to myślę: "Czemu ucieka ode mnie, czemu nie chce mojej obecności? Co ja złego zrobiłam?" Byłoby dobrze gdybym miała stałą znajomą, która byłaby zawsze pod ręką i która chętnie by ze mną rozmawiała na babskie tematy. Nie mieszkam w zabitej deskami dziurze, ale jakoś ciężko złapać z kimś nieznanym dobre fale.

sobota, 22 czerwca 2013

Sponsoring

Nawet będąc żoną swego Męża zdarza mi się usłyszeć propozycje niedwuznaczne. W sumie wydaje mi się, że po ślubie słyszę je nawet częściej. Faktycznie mężatka jest bezkonfliktowa. Nie najdzie Cię, będzie starała się zachować dyskrecję, może nawet bardziej niż jej sponsor. Mężatki mają często mało seksu, albo są niedoceniane przez mężów, którzy już się "napatrzyli" swej Lubej. Takie chyba panoszą się stereotypy. Poza tym kobiety takie maja już jakieś doświadczenie, są być może bardziej otwarte na eksperymenty. Ja bym chciała m.in. pobawić się w przebieranki, na co mój Ukochany raczej nie patrzy chętnym okiem. Bywa... Statystyki mówią, że kobiety wcale dużo nie odbiegają od mężczyzn, jeśli chodzi o kwestię zdrady. Znajomy mi powiedział, że najwięcej zdrad zaczyna się po 30. Być może winne jest libido, które się budzi niczym niedźwiedź z zimowego snu.

Panowie mają satysfakcję z tego, że za dwa tysiące będą mogli komuś pomóc, jak to m. in. piszą. Która w to uwierzy?
-Kupię Ci pas do pończoch :) - a ja się zastanawiam jaki facet byłby skłonny kupić kobiecie coś z czego skorzysta jej mąż. Chyba jedynie tatuś :D

Jestem niemiłosiernie wierna, a do tego mam stalowa wolę, która mi tylko pomaga kierować się swoimi przekonaniami :) Na ten moment mogę tylko napisać, że nie chciałabym zdradzić osoby która kocham, jedynie dla chwili zapomnienia, a tym bardziej za pieniądze. Jestem w tym względzie idealistką. Być może kiedyś się sparzę, nakrywając Jego w ramionach, bądź udach kochanki. Nie myślę o tym. Stanie się tak, jak ma się stać. Najważniejsza jest rozmowa i zaufanie.. Oczywiście jest wiele sposobów na to by związek się udał. Warto je stosować jesli sie sprawdzają. Każda para jest inna. Nie ma prostych rozwiązań.

Pielęgnujmy związki.
Sponsoring to pójście na łatwiznę. To jak kupienie mrożonki do mikrofali. Da się zjeść, oszczędność czasu spora, koszty nie najwyższe. Jednak smak już nie ten.

niedziela, 9 czerwca 2013

Szukanie idealnej pracy

Ciekawa jestem jak wielu ludzi ma pracę, która jest dla nich przyjemnością, daje im wiele satysfakcji, a oni czują się w niej jak na wakacjach. Sama takiej nieustannie szukam. Jak na razie jestem na stażu w przedszkolu, dzięki czemu mogę nabierać doświadczenia w zawodzie, który studiowałam przez ponad 5 lat (liczę studia podyplomowe). Jestem zadowolona z czasu, który upływa mi w pracy, nie przeszkadza mi to, że podcieram tyłki, że muszę od czasu do czasu posprzątać parę zabawek. Cieszy mnie fakt, że obcuję z dziećmi, które mnie zadziwiają, mogę przekazywać im przydatną wiedzę, kształtować ich charaktery. Wspaniale jest tez obserwować kadrę podczas pracy. Obie pracujące tam kobiety są już matkami, więc mają sporo doświadczenia wyniesionego z własnych domów. Ja jak na razie uczę się na obcych dzieciątkach.
Wracając do tematu, czuję, że nadal szukam swojej drogi życiowej, pomimo całego zadowolenia ze stażu. Mam wiele pomysłów, które jak na razie dojrzewają w mojej głowie. Chciałabym zrobić coś więcej w moim życiu, ale jak na razie się motam w różne strony. Od jakiegoś czasu czuję, że nie mogę się ograniczać tylko i wyłącznie do pracy w szkole/przedszkolu, choćby ze względu na trudność w dostaniu pracy. Pociągaj mnie bądź co bądź kreatywne wyżywanie się. Przechodziłam przez różne rzeczy: decoupage, scrapbooking, szycie na maszynie, fotografię. Nie mam jak na razie czegoś co by mnie pochłonęło bez reszty (no oprócz męża). Moim marzeniem jest połączenie pasji z pracą, aby do tego doszło potrzeba wielkiej determinacji albo łut szczęścia, albo cos co mieli ludzie, którzy dzielą się swoimi historiami w ramach konkursu PRACUJ Z PASJĄ.
Dzielenie się swoimi przemyśleniami na blogu, jest jak lekkie uchylenie pamiętnika, a zdradzenie tożsamości może szybko zmienić życie, zwłaszcza jeśli porusza się wiele kontrowersyjnych/nieprzyjemnych tematów. Ja chciałabym obnażyć się w jak największej części, ale będąc czynnym pedagogiem pewne rzeczy mi nie przystoją. Nie będę się rozbierać na zdjęciach, jeśli w ogóle jakieś swoje zdjęcia będę publikować...

czwartek, 28 marca 2013

Kabaretowo..

Uwielbiam kabaretowy światek. Mam swoich ulubieńców. Na tapecie mam również grupy, których nie lubię oglądać. Normalne. Gusta i guściki.
Chciałabym jednak powiedzieć, że ostatnio natchnęła mnie wena i napisałam własny skecz. Brak mi osób, które byłyby tak pozytywnie zakręcone by zrealizować, a wcześniej jeszcze dopracować mój pomysł. Czuję, że na jednym skeczu pewnie się nie skończy, a szkoda byłoby coś takiego zmarnować.
Co robić?

czwartek, 21 marca 2013

Co zrobić, by znaleźć znajomych?

Jedną z możliwości jest wejście w grupę. Może to być drużyna sportowa, klub AA lub inne przyjemne miejsce związane z naszymi upodobaniami. Zapisując się do konkretnej grupy masz pewność, że będą to osoby z tymi samymi, co Ty zainteresowaniami. Często takie spotkania wychodzą poza część oficjalną i można porozmawiać i spróbować się poznać również z innej strony ;) Czasem wiąże się to z drobnymi kosztami, chociażby członkowskimi. Można też pomimo takich podobieństw nie załapać dobrego kontaktu i zostać wykluczonym..
Można wejść w grupę niejako z przymusu. Mając dziecko jest się w grupie rodziców (Rada Klasowa i tego typu sprawy), studenci mają dużą grupę osób do poznania, póki nie obleją roku, wtedy znajomych robi się jeszcze więcej.


W sumie nie o tym chciałam pisać. Wpadłam na genialny, a zarazem głupi pomysł: napisze ogłoszenie na lokalnym portalu miejskim, że szukam niebanalnych ludzi do poznania. Nie szukam przygód miłości tylko koleżeńskich relacji. Napisało do tej pory 10 facetów i jedna dziewczyna!!! Niby każdy z deklaracją, że chce mnie tylko poznać, a już wykluczyłam jednego, który szukał nauczycielki do całowania, część się rozpłynęła dowiedziawszy się, że mam męża. Nie spodziewałam się, że jest tylu zdesperowanych mężczyzn.. Gdybym wiedziała o tym wcześniej to nie wiem czy przypadkiem bym tej wiedzy nie wykorzystała.. Powiem Wam, że trochę nieswojo się czuję, no bo nie wiem kim są osoby, które się do mnie odezwały. Z niektórymi dobrze mi się rozmawia, ale czy spotkanie okaże się udane. Właściwie to nie znam prawdziwych intencji tych osób. Staram się być ostrożna, ale to nie pozwala na swobodę, tak ważna w relacjach. Najlepszym rozwiązaniem byłoby poznawać ich mając przy sobie jakąś koleżankę, kolegę.. W końcu w grupie raźniej ;) być może jutro uda mi się z kimś spotkać..

Napiszę Wam jeszcze jak to się potoczy.. Sama jestem ciekawa..

wtorek, 12 marca 2013

Gdy nie ma pracy

Co robic gdy nie ma pracy?
Gdy żyje się w mieście gdzie jeśli nie masz dobrych znajomych to nie dostaniesz atrakcyjnej pracy?
Gdy wykształca się nowy zawód: stażysta???

Możliwości jest wiele :)
można np.
* kolejny raz, do tych samych placówek/biur/budynków zanieść swoje CV, tym razem już z Listem Motywacyjno-Błagalnym.
* robić porządki w przepisach i zostać Master Chefem we własnej kuchni :)
* iść na szalone zakupy, by kupić sobie coś do swojej przyszłej pracy
* odmalować mieszkanie
* rozsadzić kwiatki, które już rozsadzają doniczki
* zrobić takie porządki w domu, po których ciężko będzie się odnaleźć
* czytać, czytać, czytać i nie mieć dość
* uprawiać dzikie SPA i rozkoszować się podczas seks, a czasem odwrotnie :)
* uczyć się nowych języków, bo może do pracy będzie potrzebne, albo przynajmniej na wakacje ;)
* wychodzić codziennie, nałykać się słońca, bo w pracy to byłoby niemożliwe, a tak przynajmniej można zaaplikować sobie dawkę wit. D
* rozsyłać CV przez internet
* organizować życie męża po jego przyjściu z pracy ;)
* dbać o swój rozwój, nieważne co to będzie, im dziwniejsze tym lepiej :)
* ćwiczyć, co by mieć płaski brzuch na sezon wiosna/lato 2013, a właśnie ktoś wie jakie trendy sa w tym sezonie?
* szukać inspiracji w sieci, nie wiem jeszcze do czego, ale coś się zawsze znajdzie :)
* poszukiwać pracy setki kilometrów od domu
* wyjechać z kraju

Jeśli macie jakieś pomysły, to proszę piszcie :)
Pomożecie tym memu małżonkowi, któremu za często "siedzę" na głowie, bo nie wiem już co robić...

poniedziałek, 25 lutego 2013

6. Grajcie w scrabble

Mówi się, że książki rozwijają wyobraźnię, słownictwo, pomagają opanować wyobraźnię, ale trudno odnieść takie korzyści i do tego jeszcze dobrze się bawić we dwoje. Bliska temu jest gra w scrabble, więc

6. Grajcie w scrabble

Ogólnie rzecz ujmując gra składa się z planszy, worka z kosteczkami, na których znajdują się litery z małą cyferką oznaczającą wartość kosteczki. Mamy tu też podstawki. Losujemy po siedem literek, czasem można trafić na pustą tabliczkę, bez stresu nie jest to wadliwy produkt, a duże możliwości :) mamy tu dowolność i niestety... zero punktów. Osoba, która zaczyna, układa pierwsze słowo. Każda kolejna dostawia litery tak by powstał nowy wyraz, wskazane jest również tworzenie nowych wyrazów/odmian z tego co jest na planszy i tak np. mając już "KOT" można dostawić "LET" i tak powstaje coś nowego, całkiem smacznego:). Ograniczeniem jest, że nie można układać niczego co pisze się dużą literą, niepolskich słów oraz skrótów. Poza powyższym, pełna dowolność.

Wartością dodaną takiego spędzania czasu, oprócz wymienionych już wskaźników, będzie rozwijanie kreatywności czy umiejętności wykorzystywania okazji. Z czasem przy wyrobionych zdolnościach układania słów;) można zacząć przekazywać sobie nawzajem miłe słowa za pomocą tej gry. Jeśli uda Ci się ułożyć coś pozytywnego lub może nawet erotycznie lubieżnego, warto wówczas spojrzeć tej drugiej osobie głęboko w oczy.

Gra jest zajmująca, działa na szare komórki, a kosztuje w przedziale od około 90 do ponad 200 zł, wiem, że są też podróbki oryginalnych scrabbli, które być może są jeszcze tańsze. Właściwie można próbować robić tą grę domowymi sposobami. Wystarczy podpatrzeć jakie jest ułożenie na planszy i ile, jakich liter może być, a podstawkę się jakoś wymyśli. Sama myślałam nad rozwiązaniem by plansza była z metalu a kosteczki z magnesu, ale lepiej byłoby zrobić to z drewna lub innych "odpadów".

Polecam przed rozgrywką przygotować sobie herbatę lub inny boski;) napój oraz może coś na słodko? Nie zapomnijcie o słowniku poprawnej polszczyzny lub zajrzyjcie chociażby tu i można zaczynać.

Powodzenia :)

sobota, 23 lutego 2013

Zawias

Wiem, ze obiecywałam Wam, że co tydzień będę wrzucać pomysł na spędzenie czasu we dwoje. Nie sądziłam jednak, że będę tak nierozgarnięta, ze przypomnę sobie o tym dopiero po walentynkach. Oczywiście mam usprawiedliwienie, już tak miesiąc wcześniej zaczęłam robić swój pierwszy szalik na drutach (dla Męża na 14. lutego). Nie chciałam nic tu pisać, bo nie byłoby niespodziewanki ;)
Trochę pochwalę się, że oprócz szalika mój Luby dostał również walentynkę. Może nie miała kształtu serca, ale jej kształty sądzę, że dłużej zapadają w męskiej pamięci..
W którymś z następnych postów postaram się wrzucić zdjęcia/e.

Wracając do małżeńskiej rzeczywistości to wspomnę, że mieliśmy trochę wolnego od pracy, w tym samym czasie, więc udało nam się wykorzystać ten parę dni pozytywnie. Niestety nigdzie dalej się nie wybraliśmy, ale dawno nie spędziliśmy tyle czasu wspólnie. Ja w takich sytuacjach się nakręcam i ciągle mi mało. Za to On pokazał jak można się trochę przesycić. W momencie, gdy potrzebowałam trochę czułości (w ostatnich dwóch godzinach), to akurat wstrzeliłam się w chwilę, w której był mocno zajęty. Ciężko było mi skutecznie go sprowokować do skupienia na mnie uwagi i sądzę, że robiłam to dość apodyktycznie. Jednym ze sposobów, które mogłabym wówczas zrealizować było zapewne rozebranie się i stanięcie obok nago, wówczas należałoby się łasić;). Wtedy nie myslałam jak to zrobić by było dobrze;). Może macie jeszcze jakieś proste sposoby, które niezauważalnie doprowadzają do realizacji Waszego celu, którym jest: "pozajmuj się trochę mną"?
Ćwiczymy ostatnio  razem. Parę razy kiedyś próbowałam go sprowokować do tych ćwiczeń, ale był twardy. Teraz sam wyszedł z propozycją, a to już jest coś :D. Te tajemnicze ćwiczenia to aerobiczna "6" Weidera. Część z was zapewne zna, dla pozostałych polecam znaleźć na internecie wytyczne, które pozwolą na zaczęcie. Realizacja jest bardzo uciążliwa. Wiem, bo miałam już parę podejść. Przed wiosną warto się postarać o płaski brzuch;)

Tak na koniec obiecuje poprawić się z postami i zacząć robić to regularniej. Wiem, że mnie czytacie Wstydziochy, tylko ciężko Wam jakoś skrobnąć coś miłego lub miłego inaczej ;)
Liczę, że i u Was układa się coraz lepiej. W końcu bycie z kimś, kto właściwie był do pewnego momentu całkiem obcy to odważne przedsięwzięcie i trzeba więcej wytrwałości i samozaparcia niż zrealizowania 42 ćwiczeń na płaski brzuch.

Przyjemnego wieczoru, ja być może dziś skoczę bez Niego na nockę filmową;)

czwartek, 7 lutego 2013

Nie chudo :)



Od rana mam osobisty i bardzo przyjemny kontakt z wyrobami pączkowymi. Pierwszy dostałam od koleżanki z pracy, a kolejne jem nie myśląc o konsekwencjach w postaci odłożonych centymetrów w najbardziej niefortunnych częściach mojego ciała. Jest mi już za słodko, ale jakby tak zjeść jeszcze jeden... Złe myśli zatruwają mój umysł. Dziś w sumie nie wypada walczyć zbyt mocno z pokusami. Nie będę się przecież wyłamywała.
Od jutra zacznę spalać, albo… lżej się ubierać. Im więcej tłuszczyku, tym lepiej zimową porą. Tylko w sumie już jesteśmy na półmetku mrozów. Teraz się spasę, a potem trzeba będzie się rozbierać i… nie dam rady już ubrać ciuchów z poprzedniego sezonu :/ Tak źle i tak nie najlepiej.
W moim przekonaniu najlepszym rozwiązaniem jest: dbać o siebie, ale nie przejmować się zanadto drobiazgami!

Dziś jednak moja dbałość realizuje potrzeby tylko i wyłącznie podniebienia.

środa, 6 lutego 2013

Niewyrobienie w czasie

Jestem osobą powszechnie roztrzepaną. Moje prace dyplomowe pisałam na ostatnią chwilę. Wszelkie telefony czy też inne nie do końca przyjemne czynności odsuwam od siebie na odległość bezpiecznie katastrofalną. Gdy przychodzi co do czego, to nie narzekam, że muszę biec (choć tego nie znoszę), nie wkurzam się, że nie zdążę nałożyć tapety lub zapomnę o czymś w pośpiechu. Jestem w amoku. Nagle pojawia się chaos i zniszczenie, a to tylko klucze zostawione w innej torebce...
Dziś zastanawiałam się kto jest bardziej nierozgarnięty. Ja? Czy mój szef? O kierowniku złego słowa napisać nie mogę...

Jeśli nierozgarnięcie nie szkodzi innym, tylko zainteresowanemu, to jeszcze jest do przyjęcia. Zupełnie jak z homoseksualizmem, póki nie masz go w otoczeniu, to go tolerujesz. Widzę jak uciążliwe dla innych może być niedopatrzenie terminów czy zły plan działania. Trzeba będzie wsiąść się za siebie i popracować nad do tej pory czymś czego nie traktowałam jak wady.

Jeszcze nie wiem jak mi będzie to szło, ale pierwszą zmianą będzie robienie i trzymanie się planów (ofc bez ciśnienia, a z odpowiednią dawką elastyczności ;)


Pierwszy mój plan się udaje, ale ciiiiiiiiii... :D

poniedziałek, 4 lutego 2013

5. Połaskoczcie się

Osobiście za tym nie przepadam, ale może dlatego, że często przegrywam. On jest większy i silniejszy. Poza tym ma mega łaskotki i z reguły bardzo się przed nimi broni:).

5. Połaskoczcie się
Łaskotanie, generuje śmiech, a śmiech generuje wydzielanie serotoniny, jak wszystkim wiadomo serotonina jest hormonem szczęścia. Wydaje mi się, że osoby bez łaskotek są uboższe w wiele pozytywnych odczuć. Oczywiście są różne rodzaje łaskotek :)

Łaskotki Podlotki powszechnie znane, jako forma zaczepienia tej drugiej osoby, która się nam podoba i przy której totalnie nie wiadomo co powiedzieć. Dlatego też by zrekompensować braki w oralnych;) umiejętnościach - łaskoczemy. To daje nam sporo przewagi. kontakt fizyczny zostaje nawiązany. Druga strona reaguje radością, więc zły dotyk to nie jest :)

Łaskotki na nudę można aplikować wszędzie, choć w kościele, w łazience podczas posiedzenia, u lekarza podczas zabiegu trepanacji czaszki i w podobnych sytuacjach warto odpuścić.

Łaskotki na dobry wieczór i na dzień dobry. Gdy mamy podły humor to zamiast kakaa można próbować aplikacji. Uwaga: przy bardzo złym nastroju może to pogłębić wkurza.

Łaskotki erotyczne do tego potrzebujemy dużego, miękko wyglądającego pióra. W czasie nocy poślubnej wypada mieć białe, jest to oznaka, że nasze zamiary są niewinne. Każde inne opcje kolorystyczne nadadzą się do przyjemnego seansu we dwoje. Gdy seks ma być zwieńczeniem przyjemności. Nikt się nie spieszy, nasze ciała łakną dotyku. Wtedy łaskotki nie łaskoczą, a sprawiają, że krew szybciej krąży, a ciała już cieszą się z zapowiedzi orgazmu :)

Łaskotki SDM (Starego Dobrego Małżeństwa, wyjaśnienie dla niewtajemniczonych;) Widziałam taką sytuację u moich wówczas przyszłych teściów. Siedzieli bardzo blisko siebie, nie jestem pewna czy ktoś kogoś czasem nie trzymał, coby nie uciekł za szybko i łaskotali się delikatnie w ścisłym uścisku. Podobał mi się ten niespodziewany widok, na który się przypadkiem natknęłam.

Niech naszym celem będzie dobra zabawa, a nie robienie nieprzyjemnych psikusów i nie przesadzajmy by łaskotany się nam przypadkiem nie posikał ze śmiechu :)

No w końcu śmiech to zdrowie :)

piątek, 1 lutego 2013

Smarki

W ciągu tego dnia z pewnością przyczyniłam się do uśmiercenia jednego, dużego drzewa. Na pewno, któreś z rejonu Amazonki zostało przerobione na chusteczki do nosa, którymi dziś zapełniłam dwa worki na śmieci. Jak nie więcej. Moja mordka wygląda na mocno zaczerwienioną. Dawno nie miałam takiego kataru. Wszystko płynne. Przyznać się: kto nie zakręcił kurka!?
Nos i okolice cały czas smaruje kremem ochronnym z witaminą A. Ponoć ma pomagać. Jest o tyle dobry, że nie piecze gdy go nakładam, myślę, że nawet trochę koi, ale nie ma czasu się wchłonąć bo zaraz po zakręceniu zakrętki wyciągam chusteczkę. Paranoja i... ból!

Miałam zamiar nie iść do pracy, bo czułam się naprawdę kiepsko, ale postanowiłam zrobic coś na przekór zdrowemu podejściu i pójść się męczyć, no i się męczyłam. Nikt nie pomyślał, żeby mnie zwolnić wcześniej. Jedyną oznaką łaski było nie przeciążanie mnie obowiązkami.

Nareszcie weekend. Mam obiecany rosół od Niego. Bardzo się już na to cieszę. W niektórych domach ludzie nie wyobrażają sobie niedzieli bez rosołu. Ja mogę bez tego żyć.Ba! Cały czas to robię. Jednakże pozytywnie sobie kojarzę dobry rosół na walkę z małymi brutalami, co mnie obecnie atakują. Boję się, że moje zarazki są tak cwane, że może im się uda zrobić coś na co mnie nie stać. Rozłożą Go na łopatki. Zwłaszcza, że już chwilę się nie widzieliśmy, no i trochę się tęskni.

Mój szef zaproponował, że powinnam spędzić weekend na rozmowach z mężem na Facebooku. Nie rozumiem gościa:) ale czasem ludzie coś chlapną, byle coś powiedzieć. Poza tym myślę, że póki chcemy cieszyć się sobą i tęsknimy to chcę z tego korzystać. Sporo osób powtarza, że z czasem to się zmienia. Może i tak, ale nic nie stoi na przeszkodzie by zmieniało się na lepsze. Czego i Wam serdecznie życzymy :)

czwartek, 31 stycznia 2013

Małe w powietrzu...

Ani śnieg, ani deszcz. Tym razem mowa o zarazkach. Dopadły mnie i lada moment rozłożą na łopatki. Nokaut przez coś czego nie widać! Niestety to jest jeden z najmniej odpowiednich momentów na chorobę. Na stażu robię prawie:) samodzielnie ważne rzeczy i bardzo chciałabym się w tym wykazać, choć sam temat mnie nie zachwyca. Wolałabym pomagać ludziom, a nie promować stowarzyszenia, ale z drugiej strony... Dzięki temu może znajdzie się ktoś kto sam potrzebuje jakiejś formy wsparcia, promocja w postaci folderu przykuje jego wzrok... dowie się, że istnieje instytucja, która pomaga i... no wątpię jednak...

Pogoda oczywiście nie sprzyja zdrowiu. Jest takie ciepło-zimno. Szkoda tylko, że ja już jestem trochę za duża by grać w takie podchody z Aurą. Wiem, że to kobieta, ale mogłaby się zdecydować.

Od powrotu z pracy walczę nieustannie z Intruzami. Herbata z cytryną, kanapka z czosnkiem i białym serem, rozpylaczem do nosa, pomarańczą, WICKiem do nacierania plecków.. a nie przepraszam, to będzie już w łóżku.
Mama zasugerowała mi, że na uodpornienie powinnam pić liściastą zieloną herbatę. Nie wierze w takie cuda, dość długo piłam to paskudztwo, aż zaczęło mi smakować i faktycznie nic mi nie było, ale nie łączyłam jednego z drugim. Na organizm człowieka wpływa tak wiele rzeczy, że pływające liście w gorącej wodzie niewiele same mogą zdziałać. A może jest inaczej? Ktoś się zamierza kłócić???

Padam.
Uratujcie mnie jutro, bo dziś zamierzam nie wstawać już z łóżka... Niech zarazkom wydaje się, że osiągnęły zwycięstwo, pokonam je z zaskoczenia :)

środa, 30 stycznia 2013

Facebook - uzależniona?

Co nas tak ciągnie do przeróżnych portali społecznościowych? Czemu realne relacje tak często zastępowane są "bywaniem w sieci"? Czy nasze życie stało się tak mało ciekawe? Czy mamy potrzebę podglądania co nowego u innych?
Nie do końca.

Przybliżę Wam mój przypadek. Na podany portal wchodzę średnio przynajmniej raz dziennie. Sprawdzam co nowego się pojawiło. Nie tylko u znajomych mam tam jeszcze parę "polubionych" stron, które czasem wyskoczą z jakimś fajnym zdjęciem/tekstem lub konkursem. W sumie to często lecę skrulem szybko, żeby zajrzeć czy jeszcze czegoś na końcu nie ma nowego. Z reguły nie zatrzymuję się na wpisach dłużej niż sekundę, może dwie. Szukam rozrywki, czegoś zabawnego, albo istotnych wydarzeń u moich znajomych. A właśnie mam tych znajomych tak ponad 180 i co zabawniejsze do większości z nich nie odezwałam się w ciągu ostatniego miesiąca. Ogólnie nie miałam nigdy potrzeby by mieć jak najwięcej przyjaciół czy nawet znajomych Jestem introwertyczką, więc trudno jest przebić się przez skorupkę, którą tworzę. Nie wszystkim się chcę, a ja się nie pcham jak widzę, że nie ma sensu;) Na palcach jednej ręki mogę policzyć osoby, które zaliczę do swych przyjaciół. Uważam, że jestem szczęściarą, że mam ich aż tylu. Pozostałe osóbki z FB są tak zwanymi znajomymi, bo sami się zapytali czy mogą się ze mną kumplować. No takie mam branie, no:). Przeważnie nie mam nic przeciwko, o ile przynajmniej raz się z kimś spotkałam, gorzej jak zadaje mi pytanie zupełnie obca osobą, która dobija już licznikiem znajomych do tysiąca. O Bosze! Oczywiście część z ludzików na tyle długo znałam, że sama zaprosiłam do swojego małego haremu:)
Powiem Wam, że nie bardzo wiem jak to się dzieje, ale wszyscy mają dzieci, szczęśliwe związki i jeżdżą na wakacje. Człowiek się tak napatrzy i potem można depresji dostać, a że teraz słońce rzadko świeci to już w ogóle katastrofa.
A jeszcze, żeby tak się poużalać, to mało kto pamięta kiedy są czyje urodziny. Już nie trzeba, na FB mamy informację, a jak ktoś chce to na pewno może sobie ustawić, żeby mu i na telefon przychodziło przypomnienie. I tak składamy sobie życzenia nie wiedząc nawet co druga osoba mogłaby chcieć. No w końcu nie znamy na tyle solenizanta/solenizantki. A gdzie miejsce na mały prezent, albo imprezę-niespodziankę? Więzi się rozluźniają, psują, znikają, zupełnie jak obecne towary w świecie wiecznej konsumpcji. Facebook to zuo.

Chciałabym skończyć z FB, ale jak każde uzależnienie, nie przychodzi to łatwo. Bądź co bądź lubię mieć w jednym miejscu mój harem. Dobrze jest przejrzeć co nowego w świecie, który mnie interesuje. Jak zrezygnuję z FB to przecież mogę zacząć robić coś pożytecznego!
Ale kto by to wytrzymał?!

Ja, nie...

poniedziałek, 28 stycznia 2013

4. Idźcie na kawę

Czasem zamiast siedzieć w domu, lepiej wyjść i usiąść wśród ludzi.

4. Idźcie na kawę do nowej/ulubionej knajpki
Wiem, że wyjście wiąże się z dodatkowymi kosztami, nie namawiam więc, by codziennie siedzieć w kawiarni. Czasem jednak, by lepiej się rozmawiało, warto jest zmienić otoczenie Poza tym przebywanie wśród ludzi wpływa hamująco na ewentualne wypominanie złych rzeczy, przez które mogłaby się niepotrzebnie zaostrzyć dyskusję. W końcu w miejscach publicznych staramy się zachowywać kulturalnie. Dajemy sobie więcej przestrzeń. Zatrzymanie się na chwilę w codziennym pędzie, odejście od rutyny czy zmiana otoczenia wpływa dobrze nie tylko na związek, ale i na sposób myślenia.
Powszechną praktyką wśród dużych firm staje się dawanie swoim pracownikom miejsca, które mogłoby wpływać na ich kreatywność. Wychodzi się z ram sztywnych biurowych przestrzeni by stworzyć miejsce z możliwością przestawiania, ciągłej zmiany. Pobudzanie umysłu podczas wyjścia na zwykłą kawę, herbatę, może ciastko jest równie potrzebne dla dwójki bliskich sobie ludzi.
Siedzimy, więc sobie w tej kawiarni, sączymy kawkę/herbatkę toczymy leniwe dyskusje, obserwujemy ludzi, wymieniamy sie spostrzeżeniami o jakości obsługi. Mamy wspaniałą okazję do relaksu, a zarazem mamy Jego/Ją obok/naprzeciwko. Intymność w tej sytuacji jest bardzo przyjemna i zdecydowanie więcej znajduję w tym wartosci dodatnich niż kawa pita w większą grupę osób czy domowa kawa. Zresztą nie od dziś ludzie, którzy dopiero co się poznają zapraszają się w pierwszej kolejności na kawę. Zupełnie jakby można było jeszcze wywróżyc przyszłość związku z fusów. Tylko szkoda, że teraz w większości lokalu jest ekpress. Chcemy szybciej łatwiej, a tak niewiele trzeba by zbudować cos naprawdę trwałego. Usiądźmy i spróbujmy napić się jeszcze małej czarnej przed tym wyzwaniem.

środa, 23 stycznia 2013

Dawca organów

Od jakiegoś czasu ze względu na odbywanie przeze mnie stażu w sąsiedniej miejscowości nie widzimy się za często. Mi wygodniej mieszkać u rodziców, nie muszę się dzięki temu zrywać o nieboskich godzinach na poranny jogging za autobusem. Trochę bardzie uaktywnia się przez to tęsknota za tą drugą częścią związku. Dużo ostatnim czasem sms-ujemy.

Ona: :P:D
Ona :D:P
Ona: :D :P
On: <3 <3 <3
Ona: Ja do Ciebie z uśmiechem, a Ty mi wyskakujesz ze sprzedażą organów :O Nie będę w tym uczestniczyć :D !!!
On: Póki będziesz świadoma :P
Ona: Ale jak nie będę to też się nie zgadzam :O
        Za duże zagrożenie generujesz. Nie wracam do Ciebie :/
On: Demonizujesz :P przyjedź, nic Ci się nie stanie :D no prawie :D
Ona: No sama już nie wiem...
On: Przyjdź będzie cieplej
       <3

Po paru sms-ach o pracy ciąg dalszy:

On: Przytulę Cię jak przyjedziesz <3
Ona: Ale po co
On: Bo Cię lubię
Ona: Przyznaj się, że czaisz się na moje serce..
On: Ja? Nieee. Nigdy.
Ona: "Przytulę Cię jak przyjedziesz <3"
         A to na końcu to nie zapowiedź krwawej jatki ;) ?
On: Nie
Ona: Nos Ci rośnie
On: Nie
Ona: Teraz będę musiała uważać, żebyś mi nie wyłupił oczu.. :(
On: Spadaj

I weź tu bądź z taką romantyczny :D

Zapamiętać: Gdy mężczyzna tęskni, to kobieta ma powód do radości. Nie trzeba się prosić o przytulenie czy uwagę.
Gdy tęskni kobieta, to facet nie ma spokoju ;)

poniedziałek, 21 stycznia 2013

3. Idźcie pojeździć

 Dziś wieczornie, ale jest. Nie zapomniałam ani nie zrezygnowałam z cyklu. Czasem nie mam jak przygotować tekstu wcześniej, ale wróciwszy z pracy mogę już na spokojnie strzelić notkę.

3. Idźcie pojeździć na łyżwach
Być może jeszcze nigdy nie miałeś/aś na nogach narzędzi zbrodni. Warto jednak spróbować. W miastach bardzo często organizowana jest jakaś przestrzeń na lodowisko z działającą tuż obok wypożyczalnią sprzętu. Rozrywka nie jest droga. Przeważnie jest to koszt trochę mniejszy niż wyjścia do kina, przy założeniu, że nie macie własnych łyżew. Gdy nie trzeba korzystać z przymierzalni, takie wyjście we dwoje to groszowa kwestia.
Osobiście uważam, że warto zainwestować we własną parę. Po pierwsze masz pewność, że nikt inny się w nich nie pocił, ani nie sadził grzyba, a poza tym nie będą podniszczone ani tępe, póki do tego nie doprowadzisz. Jazda tępoostrzami nawet zawodowcom nie służy. Niestety do tej pory nie kupiłam swojej pary i jeśli już wychodzę pojeździć to przepacam wypożyczoną. Zabawa jest na tyle dobra, że nie myślę o florze bakteryjnej otulającej nogę.
Wracając do naszej rozrywki, wymienię teraz plusy takiego sposobu na spędzenie wolnego czasu lub zaplanowanej randki. Są to:
* spalenie kalorii (nie wiem ile, ale na pewno baaaardzo dużo :D
* świeże powietrze i dawka wit. D (przy założeniu, że lodowisko jest otwarte)
* pozwolenie sobie na wygłupy
* oderwanie od codziennych obowiązków
* można zaimponować drugiej osobie dobrą jazdą lub dystansem do siebie i swoich umiejętności
Minusy:
* obolałe miejsca (gdy nie jesteś wysportowany lub/i nie umiesz się utrzymać w łyżwach)
* wylądowanie na pogotowiu (dla tych bardziej zdolnych;)

A Wy, jakie sporty zimowe lubicie?
Kto się pisze na aktywizacje, a kto ma zamiar zapaść w sen zimowy?

piątek, 18 stycznia 2013

Atmosfera w pracy



Dla mnie to jeden z ważniejszych kryteriów, które decydują o tym czy zostaję czy zmieniam pracę. Fakt faktem dużo takich okazji do decyzji nie miałam. Przyznaję szczerze, ale jestem przekonana, że pewne aspekty są nie do przeskoczenia. Na przykład moje samopoczucie i zdrowie, którego nie zamierzam z własnej woli tracić. Nic tak nie psuje radości jak niedomówienia, chory wyścig szczurów, szkalowanie ze strony pozostałych członków zespołu. Nie mam ambicji by więcej zarabiać jeśli w przyszłości będę musiała te zarobione pieniążki oddać na służbę zdrowia.
Oczywiście nie zamierzam uciekać jak coś nieprzyjemnego mnie spotka, tak się czasem zdarza, nawet jak ktoś kogoś bardzo kocha (np. w małżeństwie). Jednak nieustanne znęcanie się, nie wchodzi już w rachubę. Wystarczy, że mam ZJN (Zespół Jelita Nadwrażliwego), by jeszcze zmagać się z bólami brzucha, stresem, czy codziennym złym samopoczuciem. Zapewne ktoś powie, że za mało pożyłam by móc oceniać czy na pewno będę konsekwentna w tym co piszę. Przyznaję racje, że nigdy nie wiemy jak się zachowamy, póki nie zostaniemy postawieni w trudnej sytuacji. Mając pewne wartości, które są dla Ciebie ważne i którymi żyjesz, ma się jednak dużą szansę nie zboczyć z obranego kierunku.
Praktycznie od roku byłam bezrobotna na początku chciałam coś znaleźć by mieć pieniądze, by móc dokładać się do rodzinnego funduszu ;). Potem przyszło zniechęcenie, a ostatnio czuję, że brak mi po prostu kontaktu z ludźmi. Łapałam się co prawda czego mogłam. Byłam nianią, kelnerką, opiekunką starszej osoby. W międzyczasie natknęłam się na organizowane w mojej rodzinnej miejscowości szkolenia, które miały kończyć się 3-miesięcznym płatnym stażem. Udało mi się przejść etap kwalifikacji i zaczęłam swój udział w PeOKaeLowskim projekcie. Dzięki temu nabyłam nowych umiejętności, poznałam świetnych ludzi, z którymi utrzymuję kontakt poza oficjalnymi spotkaniami. Wiem, że moje pochwały są znaczne, ale jak się nie dostało oferty pracy nawet w sklepie, to człowiek czuje się naprawdę marnie. Całość naszej aktywności w projekcie miała trwać 9 miesięcy. Już teraz wiem, że moja motywacja do szukania pracy jest większa niż na samym początku, zaraz po studiach. Czuję się silniejsza i przede wszystkim pewniejsza. Na co dzień nie zauważamy tych wszystkich programów, które są realizowane z funduszy unijnych, ale powiem Wam, że teraz widzę jak dużo się dzieje. A to co z tego wynika, jest wielkie, a dla mnie samej bezcenne.
Obecnie jestem na etapie połowy stażu. Udało mi się trafić do ekipy pozytywnych ludzi. Praca jak jest, to człowiek się prawie nie wyrabia, a jak się robi spokojniej, to można trochę pogadać na różne tematy.
W okolicy bezrobocie rozwija się niczym perz, więc nowe siły się przydadzą. Moje CV na wiosnę rozkwitnie nowym doświadczeniem i odbytymi szkoleniami. Mam zamiar znaleźć coś odpowiedniego, albo postarać się wyjechać jako niania za granicę. Wiem, że pieniądze są nam bardzo potrzebne, a siedzenie w domu, gdy nie ma dziecka jest idiotyczne. Moja ogromna chęć i energia poszłyby tylko na zmarnowanie.
Moim ideałem jest grupa ludzi, z którymi będę utrzymywać poza pracownicze stosunki. Nie muszą to być moi przyjaciele, ale dobrze byłoby czuć, że grupa dba o swoich. Świętowanie ważnych wydarzeń byłoby miłym akcentem w zespole. Jak już wspominałam nie chcę się pchać tam gdzie zawiść i szykany się nie tylko czają, ale są wręcz afiszowane.
Wdzięczna będę za wymienienie firm gdzie dzieje się dobrze. Jeśli ja nie skorzystam, to może ktoś inny z odwiedzających.

czwartek, 17 stycznia 2013

O tym i owym :)

Naokoło choroba pożera ludzi... Zaczynają znikać, nie pojawiają się tam gdzie mieli być. Na szczęście ja już się nachorowałam. Teraz tryskam dobrym samopoczuciem. Potrafię się cieszyć z deszczowego poranka jak wychodzę z domu. Przecież jak pada to znaczy, że trochę cieplej. Nie narzekam na aurę. Muszę sobie przywieźć aparat z domu, co by móc pstrykać ładne zdjęcia. W sumie powinnam rozwijać swoje pasje. Na razie skupiłam się na nauce angielskiego. Samouce :D Dokładniej rzecz ujmując to powtarzam i utrwalam rzeczy, które już w szkole przyswajałam. Chcemy w końcu wyemigrować do Norwegii, a tam potrzeba oprócz ojczystego także angielskim się w miarę dobrze posługiwać. Nie oznacza to wcale, że jestem jakąś utalentowaną Norwofilką. Dostała mi się w łapki książka z serii Blondynka na językach. Może słyszeliście. Troszkę nowy sposób na naukę. Żadnej gramatyki. Nauka wyrażeń i słów, które są naprawdę potrzebne w komunikowaniu się. Założenie jest, że gramatyka przyjdzie samoistnie, jak dzieciom, gdy uczą się mówić.

Co do języka Norwegów to dam Wam darmową krótką i łatwą do zapamiętania lekcję:
takk = dziękuję
Ponoć Norwegowie to kulturalny naród, więc słówko się przyda :)

Chcę się jeszcze trochę pożalić na kwestię szukania pracy. Zupełnie nie rozumiem tego, że po studiach osoba, która ma świeże pomysły, jest ambitna, nieskażona pracą, ma ogromna motywację by dawać z siebie bardzo dużo nie może znaleźć niczego sensownego. Nie mówię tu o wybrzydzaniu na zasadzie, bo za małe zarobki, bo za dużo trzeba zostać po godzinach, bo niech oni mnie znajdą, ja CV nie zaniosę, tylko o sytuacjach gdzie praca jest, ale z mopem lub jako kelnerka.
Jestem zdania, że żadna praca nie hańbi, w końcu sama byłam dorywczo w różnych miejscach, ale po coś poświęciłam swój czas, ba 5 lat! I potem dostaję obuchem w twarz, że to na nic!!! Chore, myślę, że nawet bardziej jeszcze niż za przeproszeniem Służba Zdrowia. Jak głupia pcham się jeszcze na podyplomowe myśląc, że to coś zmieni. W coś wierzyć muszę.

I tym optymistycznym akcentem takk za uwagę :D

poniedziałek, 14 stycznia 2013

2 Budujcie

Mam nadzieje, że mój cykl zainteresuje Was przez dłuższy czas. Wydaje mi się, że trochę brakowało takiej kopalni wiedzy, szczególnie dla Panów, którzy czasem nie mają pomysłu na zaproponowanie Jej fajnego sposobu na spędzenie wspólnie czasu.

2. Budujcie z klocków Lego.
Tak wiem, że to z lekka dziecinne, ale właściwie czemu tego wspólnie nie robić. Załóżmy, że się znacie, dobrze się ze sobą bawicie, może chcielibyście sprawdzić czy uda się Wam współpracować, albo nie macie z tym problemu, to na pewno klocki są świetnym urozmaiceniem.
Są w sumie dwie opcje. Można wykombinować pudełko ze starymi klockami. Pomieszane zestawy wyzwolą Waszą kreatywność. Zbudujcie wspólną całość, ale każde niech zajmie się swoją częścią, najlepiej jak potrafi. Można też zakupić jakiś wypasiony duży zestaw, który pozwoli Wam na budowanie czegoś od podstaw wg planu. Trochę to kosztowne, bo zabawki obecnie tanie nie są, ale korzyści z tego płynące są wielowymiarowe. Zobaczysz czy On nie boi się instrukcji, czy Ona jest ogarnięta i co woli: dominację czy uległe podawanie klocuszków.

Nie zachęcam w poście do zabawy po zakończeniu budowy tymi klockami, a konkretniej ludzikami. Ale jak wyjdzie jakoś spontanicznie, to nie ma co kończyć za szybko. Zresztą powiem Wam, że dobrze za pomocą ludzika Lego wyrazić w zabawny sposób swoja propozycję na resztę wieczoru. Jeśli druga strona będzie niechętna to nic prostszego jak się wycofać i skarcić biednego ludzika Lego za jego niemoralne propozycje :D a jak okaże się, że On/Ona tez tego bardzo chcę, to lepiej dla Was.
Propozycja na wieczór przypadnie do gustu szczególnie młodym, ale sądzę, że starsi z zamiłowaniem do Lego też będą się bawili świetnie. Klocki wpływają świetnie na rozwój dzieci, więc czemu nie spróbować zadbać o rozwój związku?

niedziela, 13 stycznia 2013

Prezent trochę (nie)chciany?


Krótki poradnik jak można sobie poradzić z tym jakże interesującym zjawiskiem/sytuacją, jakim jest otrzymanie prezentu od bliskiej nam osoby (teściowej, matki, przyjaciółki, kochanki, szefa, kochanki, seksualnego partnera, itp.) który jednak nie do końca się Nam, lub Naszej drugiej Połówce, lub połówkom obu podoba.

To był moment.
Sytuacja rzadko kiedy możliwa do realizacji, jednakże  zastosowana jest 100% skuteczna. W momencie rozpakowywania, otrzymywania, "podziwiania" prezentu w towarzystwie osoby obdarowywującej, ABSOLUTNIE niechcący upuszczamy otrzymany prezent, który staje się niemożliwą już do ułożenia, układanką trójwymiarową 1000+ elementów. Oczywiście padamy na ziemię płacząc i oskarżając cały świat za tą wielce niesprawiedliwą sytuację, a także złorzecząc na swą przerażającą niesprawność manualną.

Zagubiony w ferworze walki.
Dobra opcja dla osób często przeprowadzających się. Po prostu zostawiamy przedmiot w miejscu nie rzucającym się w oczy, gdzieś za drzwiami na ścianie, na dnie głębokiej szafy (jeżeli meble nie są Naszą własnością). Możliwości jest setki na niechcący zostawienie jakże bliskiego Naszemu sercu prezentu. W ten sposób można się naprawdę wielu rzeczy pozbyć.

Poległ Bohater.
Opcja również dla osób często przeprowadzających się. Obiekt w trakcie pakowania/rozpakowywania poznaje z bliska i w bardzo gwałtowny sposób podłogę nowego/byłego mieszkania (sytuacja w stylu: "Trzymasz ten flakon?" "Trzymam, trzymam… O już nie.") skuteczne na wszystkie kruche, szklane, porcelanowe przedmioty. Jeżeli przedmiot nie jest zbyt kruchy i nie chce zostać Bohaterem możemy mu pomóc np.. Na nim siadając, upuszczając (niechcący) nań leżącego już coś ciężkiego np. młotek ("Nie wiem Kochanie skąd on się wziął w mojej ręce.").

Ignorowanie.
Sytuacja gdy Jednej Połówce się podoba a Drugiej już jednak mniej (np. gdy jest to prezent od Jego byłej dziewczyny/kochanki/lub coś do czego ma sentyment a zdecydowanie dawno się powinien tego pozbyć). Metoda dla małżeństw lub innych podobnych związków. Ogólnie chodzi o to by ta strona której się przedmiot podoba nie reagowała/ignorowała zaczepki tej strony której się prezencik nie podoba, w końcu da se spokój.
WAŻNE!!! Nie stosować gdy t a druga strona ma bardziej wybuchowy temperament, gdyż ignorowanie może skończyć się wtedy mało przyjemnymi skutkami (jeśli to będzie tylko tydzień bez seksu to macie szczęście, bardziej prawdopodobne są obrażenia ciała, głównie twarzy(ach te paznokcie) wypędzenie z domu, itp.).

Środek przeczyszczający.
Jeżeli przedmiot jest wyjątkowo szkaradny możemy przyozdobić nim powierzchnię naprzeciwko najważniejszego miejsca siedzącego w domu. Dzięki temu pewne rzeczy będą nam łatwiej i szybciej wychodzić. Jednakże należy pamiętać iż jeżeli przedmiot jest bardzo szkaradny, to może nam coś wyjść i z tyłu i z przodu.

Jestem hardcorem ze zdolnościami manualnymi.
Rozwiązanie dla osób podróżujących samolotami. Wycinamy z foli aluminiowej kształt noża, sztyletu, pięcio calowej stalowej wykałaczki, czegokolwiek innego niewielkiego groźnie wyglądającego (co bardziej uzdolnieni manualnie mogą wyciąć gwiazdki Ninja). Przyklejamy wycięty kształt do naszego wspaniałego prezentu i zaklejamy/zamalowujemy tak by miejsce przyklejenia było niewidoczne. Pakujemy bagaż podręczny tak by nasz wielce ukochany prezent był blisko brzegu bagażu. Wybieramy się gdzieś w podróż samolotem. W trakcie odprawy nasz bagaż podręczny zostanie prześwietlony promieniami rentgena (gamma, beta czy inne jakieś) i w efekcie gdy ochrona lotniska dobierze się nam do bagażu powinna profilaktycznie dla bezpieczeństwa pasażerów zarekwirować nasz prezencik. Na pewno nam go już nie oddadzą i problem z głowy.
Należy pamiętać że mogą nas poprosić na rewizję osobistą którą przeprowadzi na nas "Pan Wiesław"(i wbrew naszym oczekiwaniom, nie będzie to ksywka ponętnej 22 letniej blond piękności pracującej w ochronie lotniska).
Powyższą metodę można też zastosować jako "fajna przygoda" komuś kto się wybiera w podróż samolotem, zwłaszcza gdy wiem kim jest "Pan Wiesław".

Mam nadzieję że poradnik się wam przyda, a w komentarzach może napiszcie jakie Wy macie metody na gubienie "wspaniałych prezentów".

poniedziałek, 7 stycznia 2013

1. Czytajcie

Jako, że jest dziś poniedziałek, to wklejam pierwszy post, dotyczący wspólnego spędzania czasu. Zacznę bez szaleństw. W sumie i do tego z czasem dojdzie ;)
1. Czytajcie.
Połóżcie się/ usiądźcie w wygodnych dla siebie miejscach. Blisko. By Wasze nóżki, brzuszki lub inne części się dotykały, albo były po prostu tuż tuż. Gotowe do posmyrania. Ten sposób nadaje się również dla tych trochę bardziej rozeźlonych i zrutyniałych partnerów. W końcu nie trzeba rozmawiać, zatapiasz się w wybranej lekturze. Może z czasem zaczniesz dostrzegać Partnera/Partnerkę. Tyle Was łączy i tyle jest rzeczy, które mogą fascynować, bo są inne :)

W tej propozycji masz czas dla siebie, ale jednocześnie dla Niego/Niej jak będzie potrzebował/a o coś zapytać, coś rzec, z czymś się podzielić, to jesteś.
Nie denerwuj się, że przerywa, przecież co to za problem trzymać palec tam gdzie Twój wzrok był ostatnio.
Czytanie swoich książek pozwala Nam się wyciszyć, zrelaksować, przypomnieć, że mamy swoje pasje, mamy siebie. Podoba mi się wizja zatopienia w lekturze z Połówką Jabłuszka obok (wiem, że winni się tłumaczą, ale pisząc to, wcale nie myślałam o odmianach taniego wina:)

A czy Wam podoba się czytanie obok siebie?

Thor... i co było dalej

Powiem szczerze,że jak słyszałam propozycje oglądania filmów o (super)bohaterach typu Iron Man, Hulk i takie tam, to czekałam aż komuś przejdą te wygłupy. W razie uporu pozostawała moja ewakuacja.
Najczęściej zachęty takowe słyszałam od B., który z pewnością stosując metodę "na kroplę", nieustannie rozmiękczał grunt;) aż się udało. Poczułam, że mogę. I się zaczęło.
Thor jak zauważyliście był pierwszy. Postanowiłam zobaczyć jak nordyccy bogowie zostali przedstawieni. Naczytałam się serii o Kłamcy i książki Neila Gaimana. Chciałam tylko porównać... Zaraz potem byli Avengersi i tak już poleciało: Captain America, Iron Man i...

...i weekend się skończył 


Myślę o kolejnych filmach, które czekają na obejrzenie. Już wiem, że to nie jest takie złe i nudne ;)
Chciałabym częściej sie tak przełamywac w Nowym Roku.


PS już od jakiegoś czasu myślę nad serią postów. Fajnie jak zarzucicie pomysłami, ale i bez tego mam sporo propozycji :)
Zacznę od tego, że wstępnie w poniedziałki (bo to mój ulubiony dzień tygodnia) zacznę swój cykl pt. TANDEM. Założenie jest takie, że posty będą dotyczyć sposobów na zorganizowanie sobie zajęcia. Oczywiście nie w pojedynkę. Wiem, że bycie singlem jest niezwykle atrakcyjne, ale ja się na tym przestałam znać ;) mogę pisać tylko o związkach, a konkretniej o Naszym związku. Nie-najłatwiejszym, niezbyt spokojnym, wymagającym, jeszcze niedługim.
Wracając, powiem tyle, że może się trochę pomysłów uzbierać. Myślę, że z Wami i ja się czegoś nauczę. jak na razie nikt sie nie odzywa :), więc będę monologować dalej.

Czytajcie miło :D 

czwartek, 3 stycznia 2013

Z życia wzięte

ONA: Chcesz obejrzeć "Jak wytresować smoka"?
ON: Przecież to oglądaliśmy.
ONA: To nic.
ON: Teraz?
ONA: [cichutko] Tak.
ON: No dobra. A skoczysz mi po piwo i chipsy?
ONA: [stosuje zasadę "Nie wiesz co powiedzieć? Pokaż cycki.]

No i jak tu z taką rozmawiać :D

Być razem, a jednocześnie dawać sobie samotność

Nie od dziś wiadomo, że każdy z nas potrzebuje chwili wytchnienia, odrobiny przestrzeni i pobycia tylko z samym sobą. Małżeństwo jako tako temu nie sprzyja. Nie mówiąc już o byciu rodzicem. Na pewno mamy potrzeby by czasem zaszyć się tylko w swoim świecie, pomimo ogromnej miłości do tej drugiej strony. Ciężko stwierdzić kto tego bardziej potrzebuję. One czy Oni? Jeśli chodzi o moje doświadczenie i zasłyszane historie, to mogę się przyznać, że kobiety bardzo przypominają te pasożyty, które żyją na pniach drzew i żywią się tym co "gospodarz" wyprodukuje (huby). Skaczemy wokół tych swoich Królewiczów, pragnąc ich uwagi i czułości. Sprzątamy dla nich, stroimy się dla nich, nawet staramy się nie za często wychodzić do koleżanek by być na wyciągnięcie ręki.
Tak, ja jestem praktycznie taka sama. Nie dbam o własny rozwój, bo chcę sprawiać przyjemności swemu mężczyźnie. Jednak czuję, że czasem się jednak dusi. I nie, wcale nie zwisam mu wtedy z szyi... ;)
Podziwiam wszystkie Te z Was, które mają swoje pasję i często każą Jemu czekać (albo Im;) na siebie. Przez okres naszego małżeństwa staram się nauczyć, że każde z nas potrzebuje czasu dla siebie. Zauważyłam rewelacyjną zależność, że gdy mamy (my Kobietki) czas dla siebie, to potem nasze spotkanie (z Nim) jest jeszcze bardziej wartościowe, może nie jest tak długie, jak mogłoby być, ale ma większą jakość. Ach... Ta jakość :)
Właśnie teraz B. ogląda film, który uznał, że będzie dla mnie raczej nieciekawy. Sądzę, że się myli, ale z drugiej strony tez potrzebuję mieć trochę czasu dla siebie. Muszę przygotować trochę papierów na jutro. Co by nie mówił, że zostawiam na ostatni moment.. ;)
Wracając do tematu. Kobietki! jest tyle rzeczy, które warto zrobić dla siebie. Od wyjścia z psiapsiółką (w końcu można porozmawiać na ważne tematy), po zakupy (które też można w sumie z przyjaciółką;) aż po domowe SPA czy poczytanie książki przy dobrym alkoholu, czy co tam lubicie.
Żeby jeszcze zachęcić to wymienię jeszcze co mi przychodzi do głowy. Może to komus pomoże. Mi na pewno, cos tam uporządkuje:)
* szycie, wyszywanie, dzierganie i wszystko co powinno wyciszać, ale może jeszcze bardzie wkur...yć jeśli się jest początkującym amatorem jak ja :D
* malowanie (dla tych co mają czym i na czym)
* sprzątanie (żartowałam, to miało być przyjemne;)
* pisanie książki, opowiadania, albo posta na bloga
* pichcenie, gotowanie, smażenie (dla tych z lepszym metabolizmem;)
* wszelkie scrapbookingi, decoupage, czy tworzenie czegoś z niczego
* wychodzenie na imprezy (najlepiej ze sprawdzonymi znajomymi)
* robienie spotkań u siebie/Was
* chodzenie do kościoła (jak ktoś czuje taką potrzebę)
* sporty ekstremalne (bungee, nurkowanie z rekinami, paintball, wyprzedaże:)
* sporty mniej ekstremalne (pływanie, jazda na łyżwach, czy ping pong;)
* oglądanie tv (może tak nie rozwija, ale pozwala oderwać się od myślenia, choć troszkę)
* ćwiczenie gry na instrumencie (nie chodziło mi o nerwy)

Podsumowując. Rozwijajcie się w każdy możliwy sposób, odpoczywajcie w jak najprzyjemniejszy. Radujcie tym co się dzieje tu i teraz. Pozwólcie mu zatęsknić. Niech się rozejrzy za Wami, postara. Jeśli nie, to przynajmniej jest jasne, że nie warto aż tak wokół Niego skakać ;)

środa, 2 stycznia 2013

Chcę prywatną salę kinową!

Byłem ostatnio w kinie na ekranizacji "Hobbita" J. R. R. Tolkiena. Świetny film, dobrzy aktorzy, świetne zdjęcia ogólnie bardzo dobrze spędzone prawie trzy godziny w kinie.

I wszystko by było super, gdyby nie widownia.

Ja rozumiem, film był, jak na dzisiejsze standardy długi bo trwał 2 godziny i 49 minut (mniej więcej) plus to co trzeba było odstać w kolejce po bilet to mogło wyjść jakieś trzy i pół godziny, człowiek może zgłodnieć w tym czasie.

Ale żeby ŻREĆ przez cały seans? Nie rozumiem tego, jak to możliwe że przez cały film było słychać szelest foliowych woreczków, paczek chipsów i któż wie czego jeszcze. Przez cały film była tylko jedna, dosłownie jedna, krótka chwila kiedy było cicho.

Albo ludki które muszą komentować akcje na ekranie, pół biedy jak by to robili konstruktywnie, ale nie, oni muszą rzucać gówniarskimi tekstami lub przynajmniej gdy jest cicha scena filmu, chrząkać.

Jak świnie, żrą i chrząkają/gadają.

I oczywiście przy tak dużej liczbie osób musi się zdarzyć kilka które nie wyłączą, nie wyciszą telefonu. Ja rozumiem starszą Panią w kościele, która telefon dostała i jej wnuczek nie wytłumaczył wszystkiego, ale dorosłej kobiety w wieku do czterdziestki, nie rozumiem. No po prostu nie rozumiem. No nie wiem, czy ona zakłada że każdy jej znajomy, kolega, koleżanka, przyjaciółka, mama, siostra, brat wiedzą że jest w kinie i nie powinni do niej dzwonić? No nie sądzę. I oczywiści, jakże mogło by być inaczej, zamiast kulturalnie odrzucić połączenie i zapaść się pod ziemię. To nie. Ona musi odebrać! I tak, oczywiście, musi poinformować że jest w kinie, szeptem budzącym umarłych na Powązkach.

Ja naprawdę uwielbiam oglądać filmy na gigantycznym ekranie z dźwiękiem full przestrzennym, nastroić się maksymalnie na chłonięcie i rozkoszowanie się filmem. Ale gdy doświadczam takich dodatkowych wrażeń jak wyżej opisałem, to jednak nie da się cieszyć i nie żałować tych czternastu, dwudziestu czy ile tam wyjdzie, wydanych złotówek. Dlatego właśnie kiedyś chcę mieć własne kino, wbrew pozorom nie jest to jakiś gigantyczny koszt. Projektor, nagłośnienie, kanapa i co tam jeszcze będzie potrzeba, można upchnąć w kwocie 5tyś :D… zaczynam zbierać :D

Sylwester 2012 - Nowy Rok 2013



Organizowaliśmy w tym roku zabawę Sylwestrową w mieszkaniu. Wszystko zaczęło się od pytania przyjaciółki B. czy nie spędzimy ostatniego dnia w roku wspólnie. Stwierdziłam: „czego nie” ale im bliżej było imprezy tym bardziej zastanawiałam się czy to rzeczywiście taki dobry pomysł. Spędzenie paru godzin w trzy osoby mogło być trudne. Jakoś nie wiedziałam o czym można by rozmawiać i co robić do północy.
Jako, że jestem spontaniczna w swym zachowaniu w ostatnim wręcz momencie wpadłam na pomysł, by urządzić imprezę w większym gronie. Wstępnie zaprosiłam swoją dobrą koleżankę z małżonkiem.
Niestety na więcej nie dostałam pozwolenia. B. strasznie się broni przed wszelkimi spontanicznymi akcjami, najlepiej dla niego jak zna jakiś miesiąc wcześniej cały harmonogram, budżet i listę gości. Niestety ze mną się na razie tak nie da. To ja jestem tą roztrzepaną połową w naszym związkuJ
W sumie 31. było nas sześcioro: Aga, Magda, Janusz (mąż M.), Piotr (mój brat) i my.
Rozłożyliśmy jedzenie na stole i głosami większości zaczęliśmy zabawę w tzw. Mafię. Większość nigdy nie miała z tym do czynienia, łącznie ze mną. Aga wyjaśniła zasady, które były całkiem proste. Umawiamy się na jakiś zakres postaci (np. z bajek, filmów, prawdziwe). Piszemy postać na kartce i podajemy osobie obok. Jak już wszyscy mają to zaczynają się pytania, na które pozostali mogą odpowiedzieć tylko „tak” lub „nie”. Osoba, która pyta, robi to do momentu, aż nie dostanie negatywnej odpowiedzi. Oczywiście kto pierwszy ten lepszy :)
Zabawa tak nas pochłonęła, że dużym zaskoczeniem okazało się, że już dochodzi północ. Szampan wystrzelił. Nowy rok się zaczął.
Byłam naprawdę zadowolona z przebiegu imprezy. Sądzę, że tak dobrze bym się nie bawiła, gdybyśmy zdecydowali się na inną propozycję.
Jedynym bólem był stos naczyń do zmycia. W Nowy Rok pozmywał je B. Nie wiem czy zdaje sobie sprawę, co zrobił. W końcu jaki Nowy Rok, taki… ale ciii :)