Organizowaliśmy w tym roku zabawę Sylwestrową w mieszkaniu. Wszystko
zaczęło się od pytania przyjaciółki B. czy nie spędzimy ostatniego dnia w roku
wspólnie. Stwierdziłam: „czego nie” ale im bliżej było imprezy tym bardziej
zastanawiałam się czy to rzeczywiście taki dobry pomysł. Spędzenie paru godzin
w trzy osoby mogło być trudne. Jakoś nie wiedziałam o czym można by rozmawiać i
co robić do północy.
Jako, że jestem spontaniczna w swym zachowaniu w ostatnim
wręcz momencie wpadłam na pomysł, by urządzić imprezę w większym gronie.
Wstępnie zaprosiłam swoją dobrą koleżankę z małżonkiem.
Niestety na więcej nie dostałam pozwolenia. B. strasznie się
broni przed wszelkimi spontanicznymi akcjami, najlepiej dla niego jak zna jakiś
miesiąc wcześniej cały harmonogram, budżet i listę gości. Niestety ze mną się
na razie tak nie da. To ja jestem tą roztrzepaną połową w naszym związkuJ
W sumie 31. było nas sześcioro: Aga, Magda, Janusz (mąż M.),
Piotr (mój brat) i my.
Rozłożyliśmy jedzenie na stole i głosami większości
zaczęliśmy zabawę w tzw. Mafię. Większość nigdy nie miała z tym do czynienia,
łącznie ze mną. Aga wyjaśniła zasady, które były całkiem proste. Umawiamy się
na jakiś zakres postaci (np. z bajek, filmów, prawdziwe). Piszemy postać na
kartce i podajemy osobie obok. Jak już wszyscy mają to zaczynają się pytania,
na które pozostali mogą odpowiedzieć tylko „tak” lub „nie”. Osoba, która pyta,
robi to do momentu, aż nie dostanie negatywnej odpowiedzi. Oczywiście kto
pierwszy ten lepszy :)
Zabawa tak nas pochłonęła, że dużym zaskoczeniem okazało
się, że już dochodzi północ. Szampan wystrzelił. Nowy rok się zaczął.
Byłam naprawdę zadowolona z przebiegu imprezy. Sądzę, że tak
dobrze bym się nie bawiła, gdybyśmy zdecydowali się na inną propozycję.
Jedynym bólem był stos naczyń do zmycia. W Nowy Rok pozmywał
je B. Nie wiem czy zdaje sobie sprawę, co zrobił. W końcu jaki Nowy Rok, taki…
ale ciii :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz