Książkę wzięłam do czytania ze względu na autora, który stawiany jest
obok takich wybitnych postaci jak Gabriel Garciia Marquez i mój
ulubieniec Mario Vargas Llosa jako jeden z wybitnych przedstawicieli
prozy iberoamerykańskiej. Początek historii intrygował równie mocno jak
powyższe porównanie. Główny bohater, Gabriel pisze list samobójczy do
Janice. Oczywiście nie zdradzę, co skłoniło go do napisania akurat do
tej dziewczyny, dlaczego zamierza się zabić i co się wydarzyło na
koniec. Książka zapowiadała się świetnie. Niestety w praktyce
przebrnięcie przez ponad 500-stronicowy list okazało się niełatwym
zadaniem. Akcja toczyła się w wielu przypadkach zbyt wolno. Postacie,
które się pojawiały w relacji młodego Gabriela, były moim zdaniem
zbędne. Nie pojmuję w jakim celu w całą historię wplecione jest poznanie
pary gejów (Oskara i Nano), co zresztą mojego B. by już w ogóle nie obeszło. Po co było także opisywać wątek dotyczący pana od
księgi rekordów Guinnessa, czy inne równie przypadkowe spotkania.
Normalną
i w sumie rozsądna kwestią było, skupianie się głównego bohatera na
wszystkim co dotyczyło jego osoby i tego co się z nim działo od
ostatniego spotkania z adresatką przedśmiertnych wyznań. Niestety mnie
ta historia nie wciągnęła. Zainteresowana byłam jedynie początkiem oraz
końcem. Środek mnie usypiał i nudził. Nie potrafię określić, w którym
momencie przyspieszyłam, ale leniwie płynąca opowieść została w końcu
wywrócona do góry nogami. Prawda dotycząca wydarzeń zaskoczyła mocno
Gabriela jak i mnie. Mój zaparty dech przy czytaniu pospieszał mnie ku
końcowi z prędkością galopującego konia. Po przy-nudnym środku byłam
przekonana, że i zakończenie okaże się bliskie rozgotowanemu makaronowi. O ile w połowie chętniej odchodziłam od czytania, to na koniec nic i nikt nie był w stanie przerwać mi w dowolnym momencie.
Pan
Dorfman zdecydowanie wybronił się na koniec, ale gdyby nie mój upór, to
pewnie nie czerpałabym całej przyjemności z zakończenia. Polecam
zapoznania się z "Nianią..." osobom, które są tak uparte jak ja lub mają
hopla na punkcie Che Guevary i historii Chile. Jestem przekonana, że B. by nie dał rady, a co więcej nie miał ochoty na taką pozycje ;)